Już w Polsce. Trochę się człowiek naczeka na lotnisku, bo a to w Caracas zapakowanie bagażu do samolotu trwa 2 godziny dłużej niż przewiduje grafik, a to we Frankfurcie LOT zapomni o 10 kanapkach i gdyby nie gromkie : "zrzekamy się jedzenia, tylko już starujmy" wykrzyczane chórkiem przez pasażerów, pewnie jeszcze byśmy poczekali...
W każdym razie dobrze wziąć prysznic w domku i poukładać zdjęcia, prezenty i myśli:) I jak już wszystko to dochodzi do mnie: że skończyła się ta fantastyczna przygoda, to ciśnie się tylko na usta takie ciepłe "gracias" z kolumbijskim uśmiechem na ustach dla moich Amigos de Viaje. Bo można spotykać wspaniałych ludzi na swojej drodze i mijać ich, a potem wspominać, ale świetnie jest takich ludzi mieć cały czas przy sobie:) Dzięki chicos za podróż, której nie nazwę podróżą życia tylko dlatego, że jeszcze masa takich wypraw przed nami! :)
Ola