Spalismy u czlowieka znalezieonego przez internet. super bogato. Mial twierdze otoczona zelaznym drutem, drutem kolczastym, drutem pod napieciem i drutem telefonicznym, a zamiast okien na zewnatrz mial otwory strzelnicze (no dobra, troche przesadzilem...ale drut kolczasty byl). skoro nawet mieszkancy miasta mowia ze jets tu niebezpiecznie znacyz ze cos w tym jest. na szczescie trafilismy na burzuja, ktory wcale sie nami nie chcial zajmowac, ale dal nam swoj dom. bardzo bezpieczny dom.
Wstalismy o 5.30 rano bo juz nie moglismy spac przez zmiane czu i wyruszylismy w gory, poniewaz jego dom byl przykuty prawie do zbocza ogromenj i gleboko zielonego podejscia wzwyz.
Bylismy niesamowicie zachwyceni roslinami i wysokoscia, jak rowiez miastem wciasnietym miedzy wiele takich zielonych gor.
Po powrocie zaznajomilismy sie z 2 argentynczykami, ktorzy nauczyli nas pic yerba mate. jeden z nich pisalm ksiazki i i ch podroz byla finansowana ze sprzedarzy tych dziel sztuki.
ciekawi kolesie.
No ale pora sie zbierac. Znalezlismy autobus o standardzie zdecydowanie wyzszym niz w polsce, czyli normalnym tutaj na kursach miezy duzymi miastami i ruszylismy do Maracay, aby tam sie przesiasc na miejscowy autobus, przyozdobiony Jezusami i napisami¨Jesus de nazareth¨oraz swiercacym w ciemnosci diablem tasmanskim, i ruszylismy w noc do nadmorskikego puerto colombia.
Przyjechalismy w nocy. na szczescie wyrzucili nas tuz przy naszym hoteliku. za niezbyt wygorowana cene dostalismy 2'pokojowy apartament z lodowka i nacyzniami i lazienka.
Jednak cudownosc tego miejsca docenilismy dopiero nastepnego dnia, gdy znalezlismny idealna plaze.
Nigdy nie wyobrazalem sobie tak pieknej plazy. Woda idelna, troche zimna ale przyjemna. falñe wieksze od nas, co bylo przyczyna wielkiej frajdy. Wysokie palmy na brzegu, piasek o kolorze zlota inkow a za namiÑ ogromne ciemnozielone gory, wygladajace jak dziewicza puszcza, tak jak widzial conquistador.
Miasteczko tez nizwykle malownicze, wtopione w puszcze, zyjace z nia w idelnej symbiozie...ach!
spedzilismy tutaj 2 dni, a potem udalismy sie w niezwykle dluga i meczaca podroz do granicy z Kolumbia.