Mozna to podsumowac krotko
wsiedzlismy do autobusu w srodku wenezueli a wysiedlismy dzien pozniej w kolumbii.
ale to nie takie proste...
najpierw jazda przez gory do maracay, potem do maracaibo w nocy, gdzie poznalismy nauczyciela angielskiego ktory nam bardzo pomogl. genralnie nie wydal nas na pastwe zlodziei na granicy a nie chcial nic w zamian. zloty czlowiek. bardzo zloty, pewnie uciekl z El Dorado.
Nie wazne. jakos dopchalismy sie na granice starym autobusaem zapelnionym do granic mozliwosci, choc po drodze 3085602186 razy sprawdzali nam paszporty, a potem musielismy odwiedzic 32186 miejsc zeby wypelnic 19846 druczkow i dostac 9875 pieczatek.
Wtedy jednak weszlismy do Kolumbii, gdziep owital nas czlowiek mowiacy po ANGIELSKU!!!, klimatyzowane pomieszczenia i barzo mial obsluga...ale czad!!!
podsumowujac Wenezuele
jest to kraj bardzo klimatyczny, ceny porownywalne do polski, pomieszanie komunistycznej kuby i naprawde rozwinietego kraju o wysokim standardzie obslugi. Wszyscy tu sluchaja muzyki i tancza do niej robiac swoje codzinne obowiazki. dzine jest to ze jest to bardzo otyle spoleczenstwo...co druga kobieta jest gruba...
Jednak teraz Kolumbia, gdzie wsiedlismy do nowego autobusu i nizszym standardzie niz te wenezuelski ale czuc bylo taka...normalnosc.