Lud Tyrona mieszkal sobie wygodnie w gorach nad morzem.
Przynajmniej do tego momentu gdy zjewili sie hiszpanie i gdy zobaczyli ich skarby wymyslili mit o El Dorado.
Ale gdy zobacyzlismy ich miasto. Idzie sie tam 2 godziny przez prawie dzungle, ktora na potrzeby tego bloga zwac bede dalej dzungla. No i idzie sie pod gore, miedzy ljanami, wielkimi glazami, karaluchami, kapibarami, patyczakami i innymi -ami, ktorych dosc duzo tutaj wdzimy. Po taim wykanczajacym trekingu widzimy sciezki nieslychanie dobrze zachowane, ogromne skalne podesty, liczne schody do nikad i wystko trzyma sie swietnie.
niesamowite!
Nawet nie liczylismy ze zobaczymy cos tak superowego, gdy tu wchozilismy.
glownie dlatego ze zachwycalismy sie roslinnoscia tak bujna, jakiej nigdy nie widzielismy i probowalismy opanowac pocenie, jakie serwowalo nam nasze cialo w takiej samej ilosci.
Dzieki nieocenionym wskazowka sam juz nie wiem kogo, trafilismy na swietny camping minuty od morza gdze prawie nikt nie mieszkal, bo wsyzscy upychali sie w tych campingach nad morzem, gdzie bylio mnostwo turystow, komarow i zlodziei.
U nas za to miedzy palmami byly chatki, miedzy chatkami hamaki. nad hamakami w nocy byly....no chociazby wielkie karaluchy, ptaszniki.
Ale byl rowniez Rafael, miejscowy jajcarz,e ktory od 10 roku zycia mieszka w dzungli i ma 26 lat. umie nasladowac kazde zwiere i przykleil sie do nas, co bylo bardzo pozytywne. Wzial nas na nocna przechadzke, abysmy poogladali kajmany i modliszki. super sprawa.
Tak oto spedzilismy 3 dni, bujajac sie a hamaku, lapiac kajmany, polujac na malpy, ogladajac niezwykle ryby pod woda.
ale tzeba nam bylo pojechac dalej, wiec jak czolg wydostalismy sie z parku Tyrona i pojechalismy autobusem do Cartageny.